sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdzial 5

Z prespektywy Michaliny
-Oto moj dom.- oswiadczyl brunet, po czym na cwile weszlismy do srodka. Nikogo raczej nie bylo w domu, poniewaz bylo bardzo cicho. Harry szybko wyjol kota z nosielka, dal mu jesc, nalal wody i wziol swoja deske. Odrazy wyszlismy i pokierowalismy sie w strone parku.
-No to tak... jezdzic to ogolnie umiesz, prawda?- chlopak lekko sie zasmial.
-No wiesz co.. az taka nieogarnieta to raczej nie jestem.- udawalam obrazona.
-Ej no.. nie fochaj sie.- powiedzial i zaczol mnie laskotac.
-No dobra, ale juz przestan.- powiedzialam przez smiech odpychajac go od siebie.
-A wiec pokaz mi co potrafisz.- wzielam deske i zaczelam jechac. Przejechalam kawalek, zawrocilam i bylam spowrotem. Normalna jazda... bez zadnych skokow czy innych sztuczek.
-Hmmm... no to bedzie sporo nauki.- zasmial sie po raz kolejny.
-Ej.. Albo przestaniesz sie smiac, albo ja wracam do domu,- powiedzialam i zalotlam swoje rece na wysokosc piersi. Chlopak juz nic sie nie odezwal.
-No to moze pocwiczymy, zebys mogla troche podskoczyc.- zaptoponowal zielonooki.
-No to co mam robic?- zapytalam. Chlopak podszedl do mnie i kazal mi jechac. Powiedzial mi co mam zrobic. Clay czas mnie trzymal. Zrobilam to i jakos "nam" sie udalo. Usmiechnelsmy sie do siebie i powturzelismy to jeszcze kilka razy.
-A teraz sprobuj sama.- powiedzial. Puscil mnie i troche sie odsunol. POjechalam doprzodu i zrobilam to. Niestety ladowanie mi nie wyszlo i sie przewricialm.
-Aaalllc!- krzyknelam i zlapalam sie za kostke.
-Nic ci nie jest?!- zapytal zaniepokojony Harry kiedy szybko do mnie bodbiegl.
-Bardzo boli mnie kostka.- powiedzialam i pojedyncza lza slynela po moim policzku. Tak bardzo bolalo...
-Juz dzwonie po pomoc.- chlopak szybko wyciagnol telegon ze swoich spodni i zadzwonil po karetke. Nastepnie do mojego brata.
-Juz zaraz beda.- przykucnol przy mnie i nie wiedzial jak moze mi pomoc.
-Harry, kostka mnie cholernie boli.- powiedzialam.
-Przepraszam... nie powinienem cie uczyc jezdziac na tej glupiej desce.
-Nie.. Harry... to nie twoja wine. To ja jetem kaleka i tyle. zdazylam wypowiedziec te slowa i odrazy zjawila sie pomoc. Byli to ludzie ze szpitala. Szybko wsadzili mnie to karetki i pojechalismy do szpitala. Harry siedzial obok mnie. Kiedy juz dojechalismy mnie wzieli do jakiejs sali, a Harry musial zostac w poczekalni...
Z perspektywy Harr'ego
Cekalem juz w szpitalu w poczekalni. To wszystko moja wina... po co ja uczylem. Ja to zawse cos odwale.
-Co z nia jest?- powiedzial zdyszany David.
-Wlasnie nie wiem. Jechala na desce i skoczyla, ale zle wyladowala i bardzo ja kostka bolala. David, przepraszam, to moja wina... Nie potrzebnie ja bralem.
-Harry, spokojnie. Przeciez od tego nie umrze. I sie nie obwiniaj. Poprostu los tak chcial. Tera spokojnie poczekajmy az bedziemy mieli jakies wiadomosci. - powiedizial i usiadl na krzesle. Rany.. ten chlopak ma w sobie to cos... zawsze jest spokojny i umie wszystkich usspokoic, opcieszyc tak, zeby sie nie martwili. Najlepszy przyjaciel normalnie. Po 30 minutach czekania z sali wyszla Michallina z lekarzem. Michalina miala na kostce gips i szla o kulach.
-Michalina, juz dobrze? Doktorze, co sie stalo?- apytal David. Ja wolalem narazie stac z tylu.
-Tak, teraz juz jest dobrze. Bedzie musiala miec gips na kostce do trzech tygodni. Najwyrazniej kiedy jezdzial na desce jej noga musiala przybrac nietypowa pozycje i troche sie skrecila. Wiec prosze wrocic do domu i narazie, zeby noga odpoczela, poniewaz jest troche spuchnieta. Milego dnia.- oznajmil lekarz i sie oddalil.
-Hej... przepraszam za to wszystko nie powinienem...- zaczolem ale dziewczyna mi przerwala.
-Poczekaj. Ja sama chcialam isc i to ja zle ustalam. NIe ma w tym twojej winy i nawet przestan tak myslec. Ja ide do domu, bo noga musi odpoczac. Do jutra w szkole?- zakonczyla swoja wypowiedz pytaniem.
-Jasne. Do jutra.- odpowiedzialem. Michalina i David poszli do domu. Po chwili ja zrobilem to samo. Wszedlem do mieszkania, a tam jak zwykle charmider. Mieszklaem z chlopakami wiec to byla norma. Nie przejolem sie tym zbytnio i nie zwracajac uwagi na slowa moich przyjaciol pokierowalem sie prosto do swojego pokoju. Rzycilem sie na lozko. Mialem spieprzony chumor. Mam wrazenie, ze to wszystko, to moja wina. Bylo juz pozno wiec po chwili rozmyslen usnolem...

Jak sie podoba? Taki troche krotki, ale byl z perspektywy Harrego Jak myslicie, co bedzie z nimi dalej? Niedlugo akcja z reszta sie bardziej rozwinie ;) A ja w pokoju mam pieeekny i wieeeeeeeelki plakat Hazzy :D Prosze o wasze opinie na temat rozdzialu w komentarzach :) 

3 komentarze:

  1. Fajny :) czekam na nn :* i dzieki za komentarz :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest już nowy rozdział u mnie na blogu : http://live-in-hope-of-a-beautiful-love.blogspot.com/ zapraszam ♥

    OdpowiedzUsuń